O domu rodzinnym miałam coś napisać,
o rozkosznych, ciepłych, powojennych latach,
lecz pamięć perfidna, wciąż faktów się trzyma,
zatem lepiej milczeć, gdy nie każą kłamać
o tym, jak wspaniale nam się kiedyś żyło
w starej kamienicy na ostatnim piętrze,
gdzie widmo poległych Polaków straszyło…
Choć minęły lata czuję zimne dreszcze…
Czasem sama nie wiem, sen to był czy jawa?
Widziałam to z nieba? Gdzieś o tym pisali,
jak kresowa polonia tłumnie migrowała
gubiąc buty po drodze, by życie ocalić?…
Bardzo trudne czasy dla wielu Polaków,
Stalin, Lenin w lekturach i „dobrzy” sowieci,
tysiące zaginionych polskich patriotów,
puste półki w sklepach, strajki, smutne dzieci…
O domu rodzinnym nic nie napisałam
i nie obiecuję, że kiedyś napiszę,
bo grozę lat tamtych przyszłość wymazała
w sercu utrwalając zabliźnioną rysę,
zbyt bolesną ciągle, by światu obnażać,
zbyt trudną, by wierszami do przetrwania wskrzeszać.
Ja lubię słuchaczy słowem intrygować,
nie płakać tu z Wami, raczej Was rozśmieszać…
I czasem satyrą coś rzeknę na stronie,
satyra jest dobra na smutki i żale,
rozśmieszę Was kiedyś wierszami, być może…
Lecz o tamte lata nie pytajcie wcale!
Akant : Maria Mickiewicz-Gawędzka