Dzień szary, ponury i mglisty.
Deszcz czasem popada rzęsisty,
Wiatr wieje i jak wściekły wyje.
Schowało się wszystko, co żyje.
Nie ujrzysz ni ptaka, ni psiaka,
A pustka dokoła jest taka,
Że widać z daleka i z bliska
Tańczące w powietrzu śmieciska.
Mnie smutno, gdy patrzę przez okno,
I widzę te drzewa, co mokną,
Jak z trudem gałązki prostują
I wrócić do pionu próbują.
I słyszę ich prośby błagalne,
Aby to wietrzysko nachalne
Nie rwało im listków z korony,
Bo żywot ich będzie skończony!
Niestety, ich prośby są głuche.
Wiatr smaga je niczym obuchem,
Nieczuły i mściwy. Lecz za co
Te drzewa urodę swą tracą?
Natury zapytać by trzeba:
Czy stan ten – to zemsta jest nieba?
Czy też – bo tak co rok się zdarza,
To spawka jest jej kalendarza?
Gdańsk, 7 października 2012 r.
Akant : Andrzej Korcz